Witam znowu
Post miał być wcześniej, ale musiałam przetrawić wszystko, a bardziej jak to opisać.
Dwa tygodnie temu w poniedziałek zaczęły się dziać rzeczy, które już po prostu przekroczyły jakiekolwiek moje granice. Nie do końca chcę opisywać co się stało dokładnie, ale myślę, że mogę to powiedzieć, że prawie rozstałam się z narzeczonym i serio wiem, że tak naprawdę mogłoby być mi lepiej, mimo, że go kocham. Postawiłam za to na swoim. Dostał ostatnią szansę i ultimatum. Ma się ogarnąć iść na terapię i później idziemy na terapię dla par.
Na raz złożyło się tak dużo różnych sytuacji i zdarzeń, że moje zdrowie psychiczne poszło się jeb... Przestałam brać leki, myślałam poważnie o zakończeniu wszystkiego (nie chcę pisać niektórych słów, żeby bloga mi nie zdjeli, ale myślę, że się domyślacie).
I tak przez dwa tygodnie wylałam morze łez, spałam godzinami i zjadłam tony jedzenia, które i tak mi nie poprawiło humoru.
Teraz jakoś próbuję się podnieść, nie jest dobrze, jak zwykle muszę się zmuszać. Do tego przytyłam wszystko co schudłam, także czuję się ze sobą jeszcze gorzej.
W połowie sierpnia mam wizytę u psychiatry, który skieruje mnie mam nadzieję na terapię. Ale to NFZ, więc pewnie długo poczekam i mam nadzieję, że do tego czasu dożyję.
Nie mogę się jeszcze wkręcić z powrotem w moje rutyny, co mnie strasznie denerwuje, bo jest nowy miesiąc i chciałam dobrze zacząć i żeby już tak zostało, ale zwyczajnie jeszcze nie mam na to siły.
W sumie nie wiem co mam zrobić. Znowu zaczęłam brać leki. Mam nadzieję, że choć trochę pomogą mi się ruszyć. Staram się jak mogę jeść mniej i trochę ruszać.
Nie wiem co mam jeszcze napisać, ale jednak cieszę się, że jeszcze tutaj w ogóle jestem i że napisałam cokolwiek.
Wiesz co? Rozważ taką myśl: kiedy wisisz nad przepaścią to możesz się podciągnąć, ale jesli w dół ciągnie cię dodatkowy balast to jest to nierealne.
OdpowiedzUsuńPoruszaj się metodą małych kroków. Nie skupiaj się tak strasznie na jedzeniu a na tym, zeby sie ubrać ładnie i wygodnie, uczesać tak jak lubisz, wziąć przyjemny prysznic, nie walcz ze sobą tylko dbaj o siebie tak, jak chciałabyś, zeby o ciebie inni dbali.
Ps. To ja, Ariela, nie wiem, czemu mnie google nie chce logować
Ja zgadzam się z Arielą i to w obu punktach. Czasami czytając Twoje wpisy także odnoszę wrażenie, że stoisz nad taką przepaścią, a niestety Twój narzeczony niczego Ci nie ułatwia. Mam nadzieję, że ultimatum jakoś pomoże mu się ogarnąć, zasługujesz na osobę, która będzie Cię wspierać.
OdpowiedzUsuń