Nie ma taryfy ulgowej
Fajnie jest być szczupłym, jednak po takim wieloletnim zapuszczeniu się nic nie przyjdzie z dnia na dzień. I to jest dla mojej głowy najgorsze. Bo chciałabym widzieć efekty już i natychmiast. Ale nie mogę sobie dać taryfy ulgowej. Już czuję jak przeszkadzają mi te fałdy tluszczu, do tego gorzej znoszę upały i jeszcze te odparzenia skóry między udami, pachwinami czy pod biustem.
Idąc tym tokiem myślenia, wyszłam na spacer, żeby się poruszać i przebiec się trochę marszobiegiem. Ogólnie kondycja leży. 14 minut marszobiegu (7 biegu, 7 marszu), a łydki mnie paliły dosłownie, oddechu nie mogłam wziąć normalnie. Do tego był jeszcze godzinny spacer. Co śmieszne miałam zamiar pobiegać w parku, ale było mi wstyd, bo jestem gruba i wszystko się trzęsie jak galareta, dopiero jak wyszłam na kompletne odludzie, to zaczęłam biec. Kiedy ktoś mnie mijał (rowery i samochody), to chciałam się schować, chociaż nie mogłam, bo nie było gdzie. Koniec końców byłam z siebie i tak bardzo dumna.
Dodam też co dzisiaj jadłam, chociaż dawno tego nie robiłam.
Śniadanie
- dwie kanapki z pastą jajeczną, jakiem na twardo i porem z chlebem proteinowym (z żabki, bo w niedzielę po późnym powrocie do domu i nie mając nic w lodówce to była najlepsza opcja jaką mogłam wziąć)
Obiad
- fasolka szparagowa smażona na maśle z bułką tartą (mogło być lepiej, ale mój chłop robił obiad, to zjadłam fasolkę)
Kolacja
- 2 talerze takie jak na zdjeciu zupy jarzynowej z wioskowych warzyw, zabielana tylko troszeczkę, bo sypnęło mi się za dużo pieprzu i musiałam ją ratować
Przekąska:
- trochę melona z sokiem z cytryny i posiekaną mięta (naprawdę pycha)
Na dzisiaj to by było na tyle. Trzymajcie się!
Komentarze
Prześlij komentarz