Pierwsze 3 dni
Post miał być w środę i nawet go napisałam, ale zapomniałam opublikować. Mega culpa
Dlatego takimi pierdołami zajmę się od grudnia, bo to tylko tydzień.
Poniedziałek
Miałam w pracy całkiem fajny dzień, udany, nawet trochę nudnawy. Nie licząc podróży samochodem. Pierwszy raz jechałam po opadach śniegu, byłam przerażona, ale jakoś się udało (zwłaszcza, że moja praca znajduje się poza miastem tak naprawdę w wiosce, gdzie drogi nie były odśnieżone). Ale dobrze się odnajduję w tej pracy i na razie jestem wdzięczna za to, że udało mi się coś zmienić w moim życiu.
Po pracy pojechałam na siłownię. Chciałam zrobić więcej niż zrobiłam, ale koleżanka mi wymiękła. Na rozgrzewkę było 10 minut rowerku stacjonarnego, później 30 minut ćwiczeń siłowych na nogi i pupę, ręce i klatkę piersiową, a na koniec cardio w postaci marszobiegu miało być 30 minut wyszło zaledwie 11. Kolejnym razem będzie lepiej.
Jak wróciłam do domu to się zdenerwowałam, ostatnio średnio lubię tu spędzać czas z różnych powodów. Tym razem zdenerwował mnie mój narzeczony, zamiast szukać pracy, to siedzi i pije piwo. Nie zrobił w domu nic, a dosłownie dałam mu 3 zadania na cały dzień w tym upranie mojej zimowej kurtki, otworzenie zmywarki (rano zapomniałam to zrobić) i sprzątnięcie kotom kuwety, bo jest jego kolej, już dwa razy go wyręczałam w tym, bo nie chciałam, żeby koty po kątach mi się załatwiały. No zadania tak męczące, że naprawdę wymagają tyle siły i zaangażowania. Przez to i ja nie miałam za bardzo chęci na sprzątnie, ale mimo wszystko rozładowałam zmywarkę, wstawiłam kolejną i umyłam parę rzeczy ręcznie, których do zmywarki nie można wrzucać. Zostało mi jeszcze trochę ręcznego zmywania, ale zabrakło mi suszarki na naczynia.
Jadłospis:
- śniadanie: jogurt naturalny i owoc kaki
- lunch: sałatka brokułowa z jajkiem i serem feta
- obiad: ciecierzyca w pomidorach z ryżem
- przekąska: mała paczka chipsów lata
Wtorek
Tego dnia z pracy wyszłam z parującą głową, musiałam zrobić pracę z dwóch dni, bo w środę mamy przemeblowania w biurze. Szybko wróciłam do domu, zjadłam obiad, zdrzmenęłam się pół godziny i pojechałam po siostrę, bo razem chodzimy na aqua aerobik. Lubię tą formę ruchu, nie czuję się jak ciężka i wielka krowa. Też myślę, że nie dałabym rady ćwiczyć 45 minut bez przerwy w jakimś innym sporcie obecnie. Tego dnia śniadania nie jadłam.
Jadłospis:
- lunch: zupa krem z białych warzyw i kanapka z pastą jajeczną i ogórkiem
- obiad: ciecierzyca w pomidorach z ryżem
- kolacja: warzywa na patelnię (odrzuciłam fasoli czerwonej, żeby było więcej białka), piwo (przyznaję, że zgrzeszyłam
Środa
Ten dzień był jakiś nietaki. Miałam dosyć wszystkiego. Takie też bywają. W pracy wynoszenie starych mebli i wnoszenie nowych, a przez to zamieszanie pracowałam może łącznie 3h, jedną z rana i dwie przed końcem pracy. Po pracy wróciłam do domu. Oczywiście jak weszłam to odechciało mi się wszystkiego, tak na mnie ostatnio działa moje mieszkanie z lokatorem, który robi głupoty. Dzisiaj treningu nie było. Nie miałam na to siły. Musiałam też przygotować materiały na czwartkowe korepetycje i zajęło mi to trochę czasu. Mimo, że wzięłam śniadanie do pracy, to nie zdążyłam go zjeść.
Jadłospis:
- lunch: sałatka jarzynowa
- obiad: gotowane ziemniaki, podsmażone tofu i mizeria
- kolacja: wege parówki, bułka i porcja zupy krem z dyni że szczyptą pestek słonecznika
To by było na tyle. W niedzielę część druga!
Komentarze
Prześlij komentarz