Koniec dawania sobie luzu
Mam dokładnie 10 tygodni do moich urodzin i mam zamiar schudnąć 10kg. W końcu wyglądałabym jak człowiek. Nie ma może tym razem mi się uda, musi mi się udać.
Tak to ciągle sobie na coś pozwalam i myślę, przecież to normalne, przecież nie da się w 100% trzymać zdrowej michy. No bo tak naprawdę to się nie da, w końcu się pęknie, ale wszyskto na co sobie pozwolę musi być wliczone w limit kaloryczny, zwłaszcza, że nie jest on mały. Każde piwko, każdy cukierek czy chips musi się mieścić w limicie.
A do tego coś co przychodzi mi najciężej, czyli ćwiczenia i w ogóle jakąkolwiek aktywność fizyczna. Kiedyś nie wyobrażałam sobie dnia bez treningu, a teraz jak za karę. Skąd ta zmiana? Chyba po prostu się rozleniwiłam, odzwyczaiłam.
Nic nie przychodzi samo i nic nie przychodzi łatwo. Trzeba trochę wylać potu i łez.
Mam w końcu jakiś konkretny cel, brakowało mi tego. Bo niewiedziałam, co chcę osiągnąć i po co.
Zaczęłam znowu po 3 latach pisać pamiętnik i przeczytałam parę moich wpisów sprzed dobrych paru lat (od 2013), płakałam, dużo płakałam i zobaczyłam, że nic się nie zmieniło przez tyle lat, dalej jest we mnie dużo rozpaczy, nienawiści, rozczarowania, stagnacji, a nawet jest gorzej, bo kiedyś miałam cele, choć może lepszym określeniem byłoby marzenia i byłam kreatywna. Teraz niby mam większy wpływ na siebie, ale jestem tak wyniszczonym człowiekiem, że ciężko mi się pozbierać.
Trzymajcie się! Polećcie mi jakieś blogi, nawet wasze, jeśli widzicie, że was nie czytam i nie komentuje. Ponieważ ostatnio mało kto pisze regularnie i kompletnie to rozumiem, nie mam za złe, ale po prostu lubię mieć z wami kontakt i codziennie coś do przeczytania. :)
Życzę Ci powodzenia. Ja też po przeczytaniu pamiętnika sprzed 8 lat stwierdziłam, że jestem taka sama. Będę tu zaglądać, pisz jak najwięcej i się nie poddawaj.
OdpowiedzUsuńJa nawet nie wiem czy nie popadłam już w kompletną beznadzieję.
UsuńJa pisałam pamiętnik od kiedy pamiętam, a regularnie od 2011 roku (pamiętnik=blog) i także przeraża mnie to, że minęło już 10 lat a moje cele i pragnienia wciąż są takie same.
OdpowiedzUsuń10 kg w 10 tygodni to bardzo realny cel, bo wychodzi tylko kilogram tygodniowo, tylko albo aż. Ja jestem zdania, że trzeba sobie na coś pozwolić od czasu do czasu żeby potem nie zwariować, a raczej nie rzucić się na jedzenie w pierwszym lepszym momencie.
Ja ze swojego pamiętnika wyciągnęłam wnisoki, że zawsze jak na swój wiek byłam bardzo dojrzała emocjonalnie.
UsuńNo właśnie tylko i aż, ciekawe co z tego wyjdzie.
Przy założeniu 10 kilo w 10 tygodni musisz być stanowcza. Tu nie ma miejsca na potknięcia. Trzymam kciuki za to, żeby Ci wyszło :) Co do pamiętnika - miałam podobną sytuację, tylko zamiast stać w miejscu, na przestrzeni lat pogrążyłam się jeszcze bardziej. To właśnie to dało mi porządnego kopa motywacji więc może i w Twoim przypadku będzie podobnie. A przynajmniej mam taką nadzieję!
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz mieć coś do czytania, to zapraszam do mnie. Staram się pisać w miarę regularnie :)
Ja też się raczej pogrążyłam. Jestem kompletnym przeciwieństwem tego czym chciałam się stać, to chyba największą porażka. :p
UsuńOstro, wydaje mi się, że już 6kg to będzie duży sukces
OdpowiedzUsuńWszystko co mi ubędzie z wagi będzie super
UsuńOstro, wydaje mi się, że już 6kg to będzie duży sukces
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, czy treningi na siłę i "nie ma że boli" to dobry pomysł. Wydaje mi się, że żeby być stałym w aktywności fizycznej trzeba robić coś, co Cię nie irytuje. 10kg w 10 tygodni to dosyć ambitny cel, zwłaszcza że po pewnym momencie ciało chudnie wolniej. Ale życzę Ci powodzenia.
OdpowiedzUsuńPamiętników w sumie nigdy jakoś mocno nie prowadziłam oprócz kilku blogów, jakoś nie potrafiłam utrzymać ciągłości w pisaniu. Być może tak jak u fuzzybrain będzie to u Ciebie zastrzyk motywacji.
To przez lenistwo, a nie dlatego, że tego nie lubię. Stałam się królową lenistwa, a ciężko z tym się walczy.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że komentarz usunięty, bo pamiętam co tam było i byłam zainteresowana propozycją
Usuńpisanie pamiętnika jest dobrym pomysłem, a twój cel jest bardzo realny! Powodzenia motylku <3 i pamiętaj- nie ma miejsca na pomyłki, w 10 tyg 10 kg to bardzo dużo. Życzę Ci powodzenia i wierzę w Ciebie
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, tego mi trzeba!
UsuńHej Kochana :*
OdpowiedzUsuńJa znów tu jestem i postaram się pisać trochę częściej i regularniej niż ostatnio :)
Plan masz ambitny, ale wszystko się da, jeśli się postarasz. Co do aktywności fizycznej to jestem dokładnie w tym samym miejscu co Ty. W liceum ćwiczyłam praktycznie codziennie i to dość intensywnie (5 km biegu na rozgrzewkę, 40 minut ćwiczeń np. z Chodakowską, 20 minut rozciągania i czasem jeszcze po tym tańczyłam), a teraz nawet na spacer nie chce mi się wyjść :/ Musimy ruszyć tyłeczki! Na początku nie będzie się chciało i będzie to traktować jak karę, ale z czasem się przyzwyczaimy, a później znów zakochamy w ruchu ;) Dlatego na początek zacznij od czegoś lekkiego, żeby nie zrobić sobie fizycznie krzywdy i się nie zniechęcić jeszcze bardziej. Może właśnie jakieś pół godziny spaceru 3 razy w tygodniu? To nie dużo, a zawsze to jakiś start.
Trzymam kciuki, żebyś za parę lat znów przeczytała pamiętnik i mogła stwierdzić, że wszystko się zmieniło na lepsze ♥
Obserwuję i czytam. :)
UsuńTrzymam za nas kciuki!
Niby cel możliwy, a jednak. XD
OdpowiedzUsuńPatrząc trochę matematycznie, wychodzi 1kg/tydz, co jest w granicach "zdrowej" normy. Gdyby do tego dołożyć zdrowe żarełko, i zero ustępstw, napadów, i ćwiczenia, istnieje szansa, że się powiedzie. Ale trzeba na serio żadnych upadków po drodze. No i jest jeszcze nasz organizm, który może powiedzieć "a kurde nie tym razem xd, nie dam ci schudnąć" i zatrzymać nam wodę, spowodować okres...
OdpowiedzUsuńChyba nie mam odwagi wrócić i przeczytać swoich pamiętników, chociaż prowadzę je od wielu lat (z jakimiś przerwami). Nie mam na to siły psychicznej... Może kiedyś, chociaż już zdarzyło mi się je czytać ale dawno temu.